piątek, 13 lutego 2015

#34 shame on me

Nie pisałam, nie dałam znać dlaczego, nie mam na to żadnego dobrego usprawiedliwienia. Jestem słaba psychicznie. Słaba czy chora? Problemy/zaburzenia (?) związane z jedzeniem mam od trzech lat. Dwa razy miałam okres krytyczny. Pierwszy po około pół roku od "wejścia w to". Patrząc z perspektywy, był to stan prawie depsesyjny, zaniknął mi również okres. Kolejny trwał 4 miesiące. Zaczął się w maju 2014, zakończył (taaa, jasne...) mniej więcej w połowie września 2014. Włosy wychodziły garściami, paznokcie się łamały. Płakałam prawie codziennie. Nie miałam siły ani ochoty spotykać się z ludźmi. Mimo wysokich temperatur spałam w bluzach. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość tego, jaki ból zadawałam mojej Mamie, która jest dla mnie najlepszą mamą, jaką mogłabym mieć. Mówię jej praktycznie o wszystkim, nikomu nie ufam tak, jak Jej. Zauważyła, co się dzieje. Rozmawiała ze mną bardzo dużo. Dla niej sprawa była jasna-anoreksja. Ja do chwili obecnej nie biorę pod uwagę takiej możliwości. Nie jestem chora.

Jak jest teraz? Ostatni post jest z 5 lutego. Nie było  mnie tu tydzień. Czuję, jakby to była wieczność. Gruba i tłusta wieczność. W ciągu tego tygodnia zjadłam za dużo. Oprócz tego teoretycznie powinnam mieć okres, ale albo mi się spóźnia, albo znowu mi zaniknął.

Dziś obiecuję już nic nie jeść. Czuję się tak okropnie, że nie wiem, czy jesteście sobie to w stanie wyobrazić. Wracam do niejedzenia. To znaczy jedzenia minimum. Tylko wtedy czuję się bezpiecznie i dobrze.

Wracam do regularnego blogowania. Tęskniłam. Zaraz Was poodwiedzam, Kochane.
SA

6 komentarzy:

  1. Musisz znaleźć złoty środek. Jakąś równowagę, nie można tak ze skrajności w skrajność. Trzymam kciuki! Powodzenia ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. cieszę się, że wracasz. Ale może jedz te 800-1000 kcal, żeby okres wrócił, ja nie mialam go przez 1,5 roku jak w to wpadłam.
    Trzymam za ciebie kciuki kochaana !

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Eweliną :)
    Trzymaj się kochana + dodaje do listy czytelniczej :)

    http://mrocznaksiezniczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. :c...
    ja też tak miałam...moze nie aż tak źle...ale mimo wszystko...okresu brak, hormony 6 miesięcy, włosy wyszły, paznokcie też prawie..płacz, apatia serca...dlatego staram się być ostrożna tym razem i nie dopuścić do tego stanu...Wiesz co jest najgorsze? Na instagramie oglądam blogi anorektyczek, które z tego wychodzą. I każda z nich dodaje zdjęcia co je blah blah blah i są to głównie słodyczne ponad 2000 kcal dziennie i piszą na początku "boże tak się bałam to zjeść, ale pokonałam anę, ana to zło! wyzdrowieję". Potem gdy tyją 1 czy 2 kg, znów spadek nastroju i deprecha, ale idą dalej. I gadają jaka to anoreksja zła i jak im zabrała życie. Szczerze? Mówią tak dopóki jeszcze są chorobliwie chude lub szczupłe. Potem zaczynają wracać do prawidłowej wagi i robi się mniej sympatycznie. Nagle trzeba przestać się obżerać słodyczami (niektóre z anoreksji popadają w obżarstwa) i zastopować metabolizm. Dlatego to takie mega ważne, by wyjść z tych niskich bilansów jak normalny człowiek a z drugiej strony nie spać do takiej wagi, by natychmiast musieć jeść ponad 2 tysiące (tak jak ja...musiałam). Życie jest kurwa niesprawiedliwe i to jest konkluzja.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj z powrotem, kochana.
    Też stoczyłam walkę z wypadającymi włosami, a paznokcie mam tak porozdwajane, że bardziej przypominają ogryzki, aniżeli paznokcie. Na szczęście okres jedynie mi się spóźnia, nie zaniknął całkiem (odpukać w niemalowane!).
    Kurczę, ten wspaniały złoty środek, o którym tak wszyscy wokół mówią, wcale nie istnieje. Nie tutaj. Nie, kiedy dotyczy jedzenia. A raczej niejedzenia. Albo jednego i drugiego.
    Świadomość choroby... Hm. Ja zorientowałam się późno. Trochę zbyt późno, by dobrowolnie chcieć temu wszystkiemu zaprzestać i zacząć normalnie żyć. Bez głodzenia się, objadania, prowokowania wymiotów. Wiesz, mówienie, a raczej wmawianie sobie tego 'nie jestem chora' chyba trochę ułatwia sprawę, bo nie ma się tych ogromnych wyrzutów sumienia, że 'przecież mogłabym inaczej'. I trochę tego punktu widzenia zazdroszczę, bo chciałabym tak potrafić powiedzieć sobie: ''Luna, ty nie jesteś chora. Jeszcze nie jest tak źle''.
    Nie mam pojęcia jak czujesz się Ty, ale ja też nie czuję się najlepiej. Jedzenie minimum? Pomyśl, czy to dobra decyzja, takie popadanie w skrajności. Spróbuj jeść trochę więcej, niż, zakładam, te 300-500 kalorii. Wyznacz bilanse przynajmniej w granicach 700-800.
    Życzę lepszego samopoczucia jutro.
    Trzymaj się mocno, ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie nie było trochę dłużej, ale też wracam do pisania bloga <3 Jesteś bardzo silna i nie przejmuj się przeszłością, tylko skup się na teraźniejszości <3 Wierzę w ciebie i będę cie wspierać :3

    OdpowiedzUsuń